7.2.11

Patrylandia (fragment nagrodzonego wpisu)

(...)Skierowała wzrok w stronę barierek skąd było widać Sylwię i Adama witającego się z jakimś mężczyzną. Przystojnym mężczyzną. To pewnie był Maks. Choć nie witali się jak namiętni kochankowie Nadia czuła, że to on.
- Witaj, ty pewnie jesteś Nadia? Maks jestem – uścisnął rękę Nadii i usiadł na krześle obok.
- Cześć, miło cię poznać – Nadia odwzajemniła uścisk i uśmiechnęła się najuprzejmiej jak potrafiła.
Zaczęli rozmawiać o wszystkim i o niczym. Jak starzy dobrzy znajomi. Na prośbę Sylwii nawet wzięła akordeon, jej muzyczną miłość i zatopiła się w klawiszach i harmonii. Ona też była zakochana w Paryżu i chciała tam wyjechać. Teraz wiedziała, że nigdy tam nie pojedzie. Edith Piaf wybrzmiewała w kolejnych taktach. Trzymany między nogami akordeon pulsował ciepłem do miejsca, w którym od sześciu tygodni rodziło się życie. Nadia poczuła przeogromną siłę. Wiedziała, że nigdy o tym nie powie Adamowi, nigdy. Ta maleńka istota będzie jej i tylko jej.