17.1.11

Teatr du Soleil - Rozbitkowie Szalonej Nadziei

- są jak mądra bajka, prawie że familijna – siegając do gatunku znanego z kina – o społeczeństwie które chce i potrafi być lepsze. Dwojako można przeżyć i rozumieć ten spektakl. Rzeczowo, biorąc pod uwagę jego społeczno-polityczne postulaty, i bardziej rozrywkowo, przyglądając się pobłażliwie szalonej walce człowieka o lepszą egzystencję, o dopięcie ideałów – nasze dzisiejsze "względne szczęście". Droga do współczesnego egalitaryzmu, do otwartych drzwi i granic, wiodła od "Manifestu Mayerling". Tytuł "Rozbitków" sugeruje trudną ambiwalencję między optymistyczną wizją – nadziei na uratowanie świata, a przeczuciem katastrofy – zniszczenia ideałów. Wrak statku i koniec przygody mogą jednak zapowiadać narodziny czegoś nowego. Pytanie o "Szaloną Nadzieję" dzisiaj, jaką dorośli ludzie i uczniowie wszkole mogą wyobrazić sobie i zwerbalizować, jest bardzo w stylu Teatru du Soleil i Ariane Mnouchkine.
Oto co mówią współautorki spektaklu. Hélène Cixous:
A gdybyśmy tam poszli? Gdybyśmy szukali księżyca na ziemi? Jak by on wyglądał? Byłby biały, lśniący i dziewiczy. Byłby wyspą. Wyobraźmy go sobie. Można by na nim zaznaczyć model przyszłej ludzkości. Narysowałoby się tam idealną demokrację, w trzy tysiące lat po Ajschylosie. Jean Léon Jaurès słusznie powiedział w 1904, że: "Ludzkość jeszcze nie istnieje, albo że ledwo istnieje". Miał na myśli człowieka, ludzkość, i oczywiście, humanizm, humanitaryzm, równość, sprawiedliwość. "Ludzkość jeszcze nie istnieje." Ale ona przyjdzie. Nadchodzi wiek ludzkości! Już ogłasza się jako nowoczesna i dynamiczna. Lecz wygląd ma mitologiczny. Ludzie są w niej wydłużeni, powiększeni, rozciągnięci. Wychodzą poza siebie. Oddychają. Jaurès powiedział: "ledwo". Dobrze jeśli to "ledwo" to my. Trzeba się postarać, aby ludzkość się narodziła. Ledwo, powoli, nieśmiało, idealnie, scena po scenie. Gdzie pójdziemy? Dalej niż do Indii, dalej niż do Chile i Argentyny! (...)